Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Krzyk w ciemności [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna -> "Czynić myśl widzianą" / Proza / Kawiarenka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szakala
Latająca nad ziemią



Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Wrocławia
Płeć: pisarka

PostWysłany: Wto 22:14, 18 Maj 2010    Temat postu: Krzyk w ciemności [M]

-Do czego jesteś w stanie się posunąć, aby przeżyć?
Nie odpowiada. W zamyśleniu podnosi do ust kubek i pociąga kolejny łyk wódki, którą wczoraj znaleźli w magazynie. Jest mętna i niemiłosiernie śmierdzi, ale woda pitna skończyła się już dawno. Tabletki też. A muszą coś pić.
-Kiedyś myślałam, że, aby żyć, wystarczy się do wszystkich uśmiechać i wszystkim pomagać. I dopiero teraz widzę, że na tej planecie dobro nigdy nie zwycięży. A wmawianie sobie, że będzie inaczej, to czysta głupota.
Opiera głowę o chropowatą ścianę, odrzucając od siebie kubek. Też tak myślał. Ale bardzo szybko się zmienił. Metal z chrzęstem toczy się po dziurawym i wilgotnym betonie, po pewnym czasie zatrzymując się w jakimś wgłębieniu pod ścianą.
-Idiota – mruczy – Nie chcę ginąć przez cuchnący wódką kubek...!
Jest ciemno, a ona siedzi daleko. Nie widzi jej twarzy.
-A ja nie chcę ginąć przez twoją gadaninę. Więc się wreszcie zamknij.
Znów cisza. Powietrze przesiąknięte jest stęchlizną, smrodem rozkładających się szczurów i wonią gnijącej wody. Na zewnątrz o ziemię uderzają krople deszczu. Pada już od ponad miesiąca. I nie zanosi się, by przestało. Deszcz ukrywa ich zapach, wymywa go, dzięki czemu staje się zbyt niewyraźny, by mogły ich wyśledzić. Jednak w tym bunkrze ukrywają się już prawie cztery dni – niedługo trzeba będzie zmienić kryjówkę. Życie, nawet parszywe, ma się tylko jedno. I nie można oddać go bez walki.
-Drake... – cichy szept odbija się od murów – Drake... Boję się. Boję się śmierci. Zawsze się jej bałam.
Na zewnątrz opady przybierają na sile. Nie porusza się. Wciąż niedbale siedzi pod ścianą, wyrzucając nogi daleko od siebie. Panuje taka ciemność, że nie widzi czubków własnych butów. Słyszy szelest jej bojówek. Chyba wstała.
-Drake... Dlaczego jesteś taki chłodny, obojętny...? – przed jego twarzą wyrasta nagle jej, z bladymi ustami i lśniącymi, pełnymi wyrzutu oczami. Ma piękne oczy. Jedno podbite. Na lewym policzku powoli zabliźnia się głęboka szrama. By pozbyć się zapachu wypływającej z niej krwi, musieli wysadzić poprzedni bunkier.
-A niby dlaczego mam być inny?
Nie porusza się. W końcu spuszcza głowę.
-Nie wiem.
Znów niknie w ciemności.
-A gdybyś miał wybierać, to wolałbyś zdechnąć z głodu, czy zostać zeżartym?
To pytanie ma w sobie tyle naiwności i dziecinności, że nie wytrzymuje; pochyla głowę, zasłaniając sobie twarz dłonią, i wybucha głośnym śmiechem. Niski rechot odbija się od śliskich ścian, wirując wokół całego pomieszczenia. Ciekawi go jej mina – nadąsana, może nawet urażona...? A jeśli wreszcie udało mu się jej dopiec...?
-Nie mam pojęcia, z czego rżysz.
Więc nie, jednak się nie obraziła. Szkoda.
-Naprawdę, nie... nie potrafię nawet tego... pojąć. Czy dla ciebie śmierć jest żartem?
Przestaje się śmiać. Wzdycha ze zniecierpliwieniem.
-Kobieto, błagam, daj mi święty spokój. Nic więcej. Tylko spokój.
Odpowiedzią na jego słowa jest cicha wiązanka przekleństw. Nie ma ani siły, ani ochoty, żeby się na nią wydrzeć. Wstaje, otrzepując spodnie z białego pyłu. Wprawione w ruch drobinki zaczynają świecić – blask pada na pokrytą plamami zaschniętej krwi ścianę. Spogląda na nie z niesmakiem.
-Dokąd idziesz?
-Do magazynu. Zaraz wrócę.
-Skończyły mi się naboje. Daj kilka.
-Po co? Zaraz wrócę.
Nie zwracając na nią więcej uwagi, niż to konieczne, powoli idzie w stronę wejścia do sąsiedniego pomieszczenia, uważając, by nie wpaść przy tym w żadną dziurę i nie połamać sobie nóg. Stara się przy tym wzbić jak najwięcej kurzu, leniwie ukazującego wszystkie pułapki w betonowej posadzce. Jak na tak stary bunkier jest ich zaskakująco mało. Coś zimnego rozchlapuje mu się na czole. Kropla deszczówki. Sklepienie przecieka. A jeszcze wczoraj było całe.
Z wysiłkiem pcha potężne, metalowe skrzydło. Rozlega się głośne skrzypienie. Słyszy głuchy grzmot, przebiegający po pustej równinie i echo własnych kroków, odbijające się od napełnionych przeterminowanym jedzeniem półek. Nagle magazyn zalewa zielone, lekko przyćmione światło. Zdumiewające... Prąd wciąż działa. Podnosi wzrok. O żarówkę obija się oszalała ćma. Po chwili spada martwa na ziemię.
-Nie zamykaj drzwi!
Ładuje karabin i z wahaniem robi krok w głąb pomieszczenia, rozdeptując owada ciężkim butem. Zagłębia się między stalowe szkielety półek, bacznie obserwując każdy kąt. W jednym kuli się jakiś cień, ale to tylko pojedynczy nietoperz. W powietrzu unosi się duszący zapach benzyny. Z ulgą opuszcza broń i podchodzi do składziku alkoholi. Rozlega się kolejny grzmot.
-Drake...? – słyszy jej przytłumiony głos.
-Czekaj, wezmę wódkę i idę.
Dotykając chłodnego szkła, zastanawia się, dlaczego od początku ucieczek nie mogą znaleźć wody. Zanim zrozumieli, że na wódce też da się jakoś przeżyć, próbowali pić wodę z kałuż. Eliott zachorowała tak ostro, że był pewien, że z tego nie wyjdzie. Zastanawiał się nawet nad odejściem od niej; opóźniała marsz, bez przerwy krwawiła z nosa, zwabiając lethabaki. Wiedział jednak, że samotna dziewczyna nie ma żadnych szans w tych warunkach. I nie potrafił być aż tak bardzo zwierzęcy.
Mrużąc oczy, łapie dwie butelki i zawraca w kierunku drzwi. Po drodze zgarnia jeszcze kilka czekoladowych batoników.
Wychodzi z magazynu, z trudem zamykając ciężkie skrzydło. Buty grzęzną w błocie, które utworzyło się pod szparą w suficie. Zielonkawe światło rzuca wąską smugę przez małe, okrągłe okienko. Wprost na dziewczynę. Ta stoi bokiem, nieruchomo, cała sztywna, wpatrzona w ciemność. Z ust wydobywa się ledwo słyszalny szept.
-Drake... On tu jest.
Butelki z wódką tłuką się o wystające kamienie.
Czas stanął w miejscu.
Krople deszczu rytmicznie z cichym pluskiem mieszają się z błotem.
Ona nie ma broni.
-Nie ruszaj się. Nie krzycz. Patrz mu w oczy. Masz nóż?
-Tak.
Z mroku w korytarz bladego światła powoli wynurza się długi pysk. Wpierw pojawia się kilka milionów cienkich, idealnie prostych zębów. Następnie małe, białe, rejestrujące podczerwień ślepia bez powiek. Zaraz po nich w pole widzenia wchodzą nozdrza, wytwarzające litry śluzu, który pokrywa cały bok łba. Głowa potwora zatrzymuje się tuż przed jej twarzą.
Bezszelestnie zdejmuje z pleców karabin. Drżącą ręką przeładowuje magazynek. Lethabaka jednak to słyszy – kolce na jej łbie podnoszą się.
-Nie ruszaj się.
Podnosi broń. Próbuje skupić się na swoim celu, jednak jego wzrok bez przerwy krąży wokół oczu dziewczyny – lśniących, przerażonych. Naciska spust.
Rozlega się przeraźliwie wysoki pisk, boleśnie uderzający o uszy, pozbawiający przez chwilę rozumu. W magazynie pęka żarówka, jej odłamki roztrzaskują się na betonie. Znów jest całkowicie ciemno. Słychać dźwięk wysuwanego noża, wrzask człowieka. Syki, piski, warczenia. Ludzki ryk. Kłapanie zębów.
-Eliott! Eliott!
Otaczają go krzyki, ściany jednak skutecznie je odbijają; nie potrafi jej zlokalizować.
-Eliott!
Podnosi karabin i zdecydowanym ruchem raz jeszcze pociąga za spust. Pomieszczenie przez moment zalewa się białym światłem; mimo tego wciąż jej nie widzi. Z sufitu posypuje się tynk, zaprószając mu oczy. Szybko przeciera je dłonią.
Cisza.
Dlaczego panuje taka cisza?
Krzyki ucichły. Piski również.
Nagle za plecami słyszy świszczący oddech. Instynktownie się obraca. Strzela.
Przez kilka sekund strzały oświetlają każdy zakamarek ich wspólnego grobu. Przez chwilę widzi jej wykrzywioną zdziwieniem twarz, szeroko otwarte oczy, lekko rozchylone wargi. Włosy rozwiane pędem pocisków.
Drętwieje, wstrzymując oddech. Znów otacza go mrok.
-El-iott...
Stoi z opuszczonym karabinem, w bezruchu, wpatrując się z miejsce, w którym po raz ostatni ją widział. Po głowie tłucze się tylko jedna myśl.
-El-iott...
Czuje delikatny dotyk, ręce oplatające się wokół szyi. Ciepło jej ciała. Usta na krawędzi własnej żuchwy.
Nie... Piekło tak nie wygląda...
Nagle coś w jego głowie przestawia się, jakiś mechanizm znów zaczyna poprawnie działać. Upuszcza karabin, który z chrzęstem odbija się od betonu, i spazmatycznie ją do siebie przyciska, nie pozostawiając między nimi wolnej przestrzeni. Chowa twarz w jej włosach, wdychając ich zapach, biega dłońmi po delikatnych plecach, co chwilę natrafiając na wilgotne wgłębienia.
-Eliott... Krwawisz...
-Ćśś... Nic nie mów. Po prostu mnie nie puszczaj – szepcze.
Drży. Oboje drżą.
-Wolisz zdechnąć z głodu czy zostać zeżartym? – szlocha mu prosto w ucho.
Przez chwilę nie odpowiada.
-Zostać zeżartym. Szybciej się umiera.
-Ale cholernie boli. Nie kłam. Drake, nie zostawiaj mnie, nie puszczaj mnie...!
-Nie zostawię. Nie zostawię. – szepcze. Zaraz potem czuje potężne szarpnięcie. Słyszy wrzask dziewczyny tuż przy uchu. Kolejne szarpnięcie wyrywa ją z jego objęć. Z całej siły stara się trzymać jej rękę.
-Nie puszczę cię! Eliott!
Wśród krzyków wyłapuje piski potworów. Jej dłoń powoli, nieubłaganie, wyślizguje się z jego uścisku. W pewnym momencie uświadamia sobie, że trzyma już tylko powietrze.
Cisza.
Znów cisza.
Pada na kolana, wpatrując się w mrok.
Nad dziurą w sklepieniu powoli płyną dwa księżyce.
-Eliott...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheaim
brytyjska herbatka



Dołączył: 30 Mar 2010
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skądinąd
Płeć: pisarz

PostWysłany: Śro 7:41, 19 Maj 2010    Temat postu:

Szakala...
To jest świetne. Przerażające. Powalające. Znakomite.

Żeby to opisać, nie wystarczy przymiotników w języku polskim. Dlatego powiem po Angielsku: Magnificent.

Znakomity klimat, ciekawa fabuła i postapokaliptyczny świat sprawiają, że od momentu, gdy zacznie się czytać to opowiadanie, nie można przerwać aż do ostatniego słowa.

Tylko, że to jest nieco za smutne jak na mój gust.
Może byś napisała coś dłuższego w tym świecie, hm? Mogłoby być nawet ciekawe :hamster_evil:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
różowy wampir
różowy wampir



Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 2222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 18:00, 19 Maj 2010    Temat postu:

powiem tak, przeklnę, mam w dupie spowiedź : ZAJEBISTE.
Nie czytałam chyba nigdy czegoś równie wzruszającego i porażającego.. Uczucia, emocje, to wszystko stowrzyło niesamowity klimat. Aż chcę przeczytać jeszcze raz.
A co do bohaterów, to jednoznacznie skojarzyły mi się ich imiona z powieścią "Tunele: głębiej". Tam też był Drake i Elliot ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nieznajoma.
made in chajna



Dołączył: 23 Kwi 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tuchola xD
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 19:44, 19 Maj 2010    Temat postu:

Muszę napisać, że nigdy nie czytałam czegoś tak świetnego! Po prostu brak słów. Żadna autorka Ci nie podskoczy! ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szakala
Latająca nad ziemią



Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Wrocławia
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 22:50, 19 Maj 2010    Temat postu:

Kochani, dziękuję Wam... :hamster_bigeyes:

Annie, imiona są właśnie zaczerpnięte z tej książki xD
Shamiś, nie przejmuj się, ja już tak mam - zawsze kogoś zabijam ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amanuensis
początkujący



Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: pisarka

PostWysłany: Nie 9:07, 23 Maj 2010    Temat postu:

Ale mnie tutaj dawno nie było. Cóż, na reszcie wracam i zaczynam od opowiadania, zamiast od zapoznania nowych autorów. No nie ważne...
Faktycznie, takie to smutne trochę, ale jakoś mój humor wesoły też nie jest. Dlatego jestem zapatrzona w tą Twoją twórczość.
Wiesz, coś jeszcze miałam powiedzieć... a już wiem! Jestem przyzwyczajona do narracji, owszem, trzecioosobowej, ale czasu przeszłego. Na prawdę dawno już nie czytałam czegoś w tej narracji, co również mnie miło zaskoczyło.
W całym opowiadaniu, a sory - opowieści, denerwowało mnie tyko to, że tekst nie jest wyjustowany! Ale to przecież nie Twoja wina.
Właśnie... czy można wstawić tutaj wyjustowany tekst?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szakala
Latająca nad ziemią



Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Wrocławia
Płeć: pisarka

PostWysłany: Nie 21:18, 23 Maj 2010    Temat postu:

Chyba niee... :/
Akapitów też nie można (chyba) :/
Dzięki :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna -> "Czynić myśl widzianą" / Proza / Kawiarenka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin