Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziennik sfrustrowanego wokalisty [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna -> "Czynić myśl widzianą" / Proza / Kawiarenka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
evilly
początkujący



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: rzeźnia numer 5

PostWysłany: Śro 18:36, 03 Lut 2010    Temat postu: Dziennik sfrustrowanego wokalisty [M]

To jest miniaturka, a konkretniej wycinek z pamiętnika pewnego sfrustrowanego wokalisty. Znajomość gwiazd japońskiej sceny muzycznej niewymagana, tekst jest zrozumiały i bez niej (tak mi się przynajmniej wydaje ^^). Miłej lektury, enjoy.

Z życia frontmana wzięte...
...czyli Tooru Nishimura wkracza do akcji.



Środa

Yuki próbował zgwałcić tira. Nie żartuję. Biedne psisko, pojęcia nie mam, co ten Toshiya z nim wyczynia, ale na pewno do niczego dobrego to nie doprowadzi. Chociaż, możemy założyć, że pogląd głoszący iż zwierzęta przejmują cechy swoich właścicieli jest choć w małym stopniu prawdziwy, w tym wypadku Yuki zdążył się już stać psią wersją Tota. Nie mam pytań. Ale czy Tot byłby w stanie zgwałcić ciężarówkę? Czy Tot byłby w stanie zgwałcić kogokolwiek?! Bardziej prawdopodobne jest znalezienie desperata chętnego do zgwałcenia Toshiego. Chociaż nie, chętni to by byli, gdyby Toto dalej stylizował się na kobietę, jak za starych, dziwnych czasów, kiedy Diru było wierne visual kei. Jeśliby jednak dzisiaj chcieli zapakować mnie w kieckę i buty na obcasie, puknąłbym się tylko znacząco w czoło i powiedział im wszystkim zalotne: "Sayonara!". Za stary już jestem na takie przebieranki, niech w to bawią się te podlotki oshare kei spod znaku An Cafe, czy jak im tam. Lecz jeśli przyjrzymy się takiemu Shinyi... Oj tak, temu w spódniczce było akurat do twarzy. Die może sobie gadać, że w naszym perkusiście pociąga go intelekt, charakter, poczucie humoru i takie tam szmery-bajery. Wszyscy dobrze wiedzą, że poleciał na jego nogi. Tylko ślepy nie dostrzegłby jak pożerał go wzrokiem na każdej próbie czy koncercie. Też się dziwię, że tak długo trwało nim zostali parą. Pomyślałby ktoś, że oni tacy nieśmiali... A działo się na backstage'ach, oj działo...

[dopisek z późnych godzin wieczornych]

Nazywam się Tooru Nishimura i jestem ostatnią osobą na świecie, którą można by podejrzewać o prowadzenie pamiętnika. Nie, źle zacząłem, przecież pamiętniki są domeną kolorowych nastolatek, a ja jestem już dorosłym facetem, zaś to że wciąż mam młode, piękne ciało jest tematem na osobne rozważania. I nie piszę pamiętniczka, który zamyka się na kluczyk i chowa pod poduszką, żeby mama nie daj Boże go nie znalazła, zrozumiano? Wolę nazwę... dziennik? Okey, może być dziennik. Niemal wszyscy wielcy odkrywcy, wynalazcy i inne świry, prowadzili swoje dzienniki. A co, mam gorszy być? Więc jeszcze raz.
Moja godność zwie się Kyo, wrobiono mnie w wokal w niejakim Dir en Grey i wcale nie cieszę się, że tu jestem. Prawdę powiedziawszy, wolałbym być gdziekolwiek, byle nie w tym cholernym tourbusie, uziemiony w gigantycznym korku na autostradzie. Chcę być wreszcie we własnym domu, napić się własnego piwa z własnej lodówki, wykąpać się we własnej wannie i zasnąć we własnym łóżku. Zbiegiem nieprzychylnych okoliczności przyjdzie mi jeszcze na to poczekać. Czy to dlatego zaczęło mi się pisać jakiś dziwny twór dzienniko-pamiętniko-czy-sam-czort-wie-jaki-podobny? Zabicie czasu? A może po prostu pragnę wyrazić swoje "ja" i dać upust emocjom skrzętnie trzymanym na wodzy? Kyo, co ty pieprzysz. Jeśli roztkliwianie się nad osobą Tota i nogami Shina jest choć w małej części związane z uwalnianiem twoich emocji, znaczy to, że właśnie zdziwaczałeś do końca. Gratulujemy, następny przystanek to uroczy pokój bez klamek i gustowny biały kaftanik. Chociaż to też już na dobrą sprawę przerabialiśmy.


Piątek

Wreszcie w domu. Z radości cały wczorajszy dzień przespałem. Szkoda, że tej wolności mam jedynie nędzne dwa tygodnie, a potem pakuj człowieku manatki i wracaj w trasę. Oczywiście nie powiem, że jest to ostatnia rzecz na świecie na jaką mam ochotę. A gdyby tak "przypadkiem" złamać sobie nogę/rękę/obojczyk/duży palec u nogi/cokolwiek i zażądać urlopu? Ech, o czym ja myślę. Kaoru wygoniłby mnie na scenę nawet z przestawionym kręgosłupem i wnętrznościami wywróconymi na lewą stronę. I zasugerowałby jeszcze, że to mój nowy znak rozpoznawczy. Cholerny, zadufany w sobie, egocentryczny służbista. Aż bym do niego zadzwonił i zaproponował szybki wypad na drinka, ale przecież przedwczoraj zdążyliśmy się nawzajem nieźle zrównać z ziemią, a w mojej naturze nie leży pierwszeństwo w wyciąganiu ręki na zgodę. O nie, to zdecydowanie nie w moim stylu.


Poniedziałek

Przegiął. Najogólniej i najdelikatniej rzecz biorąc, Kaoru przegiął. Zadzwonił do mnie wczoraj wieczorem (nadmieniam, że po blisko pięciu dniach milczenia) i jak gdyby nigdy nic zaczął przedstawiać plany na dziś: jakiś wywiad, pół godziny dla reporterów, krótka sesja, kolejny wywiad... Odparłem mu tylko, że chyba go lojalnie pojebało, przecież obiecał, OBIECAŁ, że przez te dwa tygodnie nie będzie nas niczym stresował i mamy odpocząć przed dalszą trasą. Ale nie, to zbyt wiele, jak na wydumane ambicje naszego szanownego lidera. Co zrobiłem? Rzecz jasna pojechałem z nim na te cholerne spotkania z dziennikarzami, po raz milionowy odpowiedziałem na te same pytania, żeby wreszcie późnym wieczorem wrócić do domu, nie zamieniwszy z Kaoru ani słowa. Ech, gdyby Diru nie było dla mnie najważniejsze na świecie, już dawno spakowałbym walizki i uciekł chociażby na drugi koniec Japonii, zaszył się w jakiejś przyjemnej nadmorskiej mieścinie i dopełnił żywota przesiadując na tarasie, paląc fajeczkę i słuchając country... Kyo, stop, już nigdy więcej nie wypijesz przed snem kawy z sześciu łyżeczek, bo potem mieszają ci się miejsca, fakty, ludzie i kultury. Country, Boże ty mój.


Wtorek

Noga w szynie. Szczęście w nieszczęściu, że obyło się bez wstrząsu mózgu. Biedny Shinya. Biedny, biedny Shinya. Taki upadek ze schodów jaki zaliczył, nie jest rzeczą, której bym komukolwiek życzył. A mówiłem mu, że ta wsza, którą on uparcie nazywa psem, jest diabłem wcielonym. Może nie mówiłem? Oczywiście, że mówiłem i to nie raz, i nie dwa. I za każdym razem powtarzał się ten sam schemat: "Kyo, dajże Miyu spokój!". Teraz masz za swoje mądralo. Jak znam życie, oczywiście pieskowi się upiecze, bo kochany papcio Shin prędzej pozbyłby się z mieszkania schodów niż tego kundla. Daisuke, przyjmij moje wyrazy współczucia.


Piątek

Wychodzi na to, że przerwa w trasie nieco się wydłuży. Lekarze stanowczo zabronili naszemu perkusiście ruszać się z domu przez najbliższe dwa tygodnie, a co dalej, to się zobaczy. Towarzysze, nasz okręt tonie, ale jest z nami kapitan! Kaoru można naprawdę wiele zarzucić, ale jedno trzeba mu przyznać - lider z niego pierwszorzędny. Zamiast załamywać ręce, zabrał się do załatwiania formalności związanych z występami. Jestem zły, że z pewnością zawiedliśmy fanów, ale to kurczę siły wyższe! Chyba zrozumieją... Mam nadzieję, że zrozumieją.
A sam Shinya - uziemiony w łóżku, z usztywnioną całą lewą nogą (od uda po kostkę - nie chcę wiedzieć, jak on musiał zlecieć z tych schodów), poobijany i marudny jak księżniczka z okresem. Byłem u niego i Daia wczoraj, muszę przyznać, że nasz gitarzysta ma naprawdę anielską cierpliwość. Ja na jego miejscu już dawno oddałbym Shina pod opiekuńcze skrzydła rodzinki, a sam czmychnął, gdzie pieprz rośnie. Czy to dzięki takim tekstom, Kaoru uważa mnie za wyjątkowego gbura?


Niedziela

Mogłem się domyślić, że Kaoru ze zbytnim spokojem przyjął wszystkie wydarzenia ostatnich dni. Że też od początku nie wydawało mi się to podejrzane! Normalnie byłby przecież wściekły na wieść o tych wszystkich zaistniałych komplikacjach, przekładaniu koncertów, cudach, wiankach i kukuryku na patyku. Podkreślam jeszcze raz, spodziewałem się po liderze koszmarnej awantury (nawet jeśli na zdrowy rozum, nie byłaby ona na miejscu). A tu dupa, chociaż nawet nie dupa, ale po prostu nic. Zero reakcji. Kaoru zachowuje się wręcz jak gdyby to wszystko było mu bardzo na rękę. Już wtedy pojawiło się pierwsze przeczucie, że coś wisi w powietrzu, nie mogłem tylko wydedukować, o co tu chodzi. Odpowiedź przyszła jak zwykle znienacka, gdzieś tak pomiędzy trzecim piwem, a piątym papierosem. Siedzieliśmy z Totem w jednym z "naszych" pubów, powszechnie znany widok, duszna atmosfera lokalu na peryferiach, rzeczywistość w kolorze jaskrawych świateł dancingu, tłum kobiet i mężczyzn zlewających się w jedną, bezkształtną masę. A pośród tego wszystkiego, dojrzeliśmy Kaoru. Kaoru w towarzystwie jakiejś kobiety. I wydawali się być wyjątkowo zadowoleni ze swojego towarzystwa.
Żebyśmy się zrozumieli, pod żadnym pozorem nie bronię mu chodzić na randki, w końcu nie mam do niego żadnych praw, co nie? Z dwojga złego, lepiej niech nasz lider umawia się z kobietami niż mężczyznami, to bezpieczniejsze. Jest tylko jedno "ale"... Dlaczego on robi z tego taką tajemnicę? Poniekąd jesteśmy przyjaciółmi, tak słyszałem i ogólnie cała ta sytuacja jest co najmniej dziwna.

[dopisek z wczesnych godzin rannych]

Chociaż może to ja wyciągam pochopne wnioski.


Wtorek

Szlag niech trafi wszystkie te dni, kiedy budzę się z przeczuciem, że dziś będzie do dupy i oczywiście zawsze tak jest. Wstając z łóżka zahaczam nogą o tą cholerną szafkę, miażdżąc sobie najmniejszy palec w stopie, w łazience wszystko leci mi z rąk, pod prysznicem najpierw dostaję w twarz lodowatym strumieniem, żeby po lekkim przekręceniu kurka, cudem uniknąć poparzenia trzeciego stopnia, wywalam na szczoteczkę pół tubki pasty, znowu zabrakło mi pianki do golenia i kiedy wydaje się, że to już szczyt, w kuchni okazuje się, że mogę sobie wypić mleko doprawione jedną łyżeczką kawy, bo tyle akurat jej zostało, a poza tym lodówka świeci pustkami, bo nie chciało mi się ostatnio zrobić zakupów. Teraz się waham pomiędzy dwoma opcjami. Pierwsza - iść do sklepu, ryzykując uwięzienie w windzie pomiędzy piętrami, upadek ze schodów, napaść psa sąsiada i atak szalonych fangirlów lub zmutowanych pająków z kosmosu, w zasadzie na jedno wychodzi. Druga - zamówić coś na wynos i zostać w domu przed telewizorem, oglądając koncert Kiyoharu na DVD lub powtórkę jakiegoś serialu w przerwie między reklamami tabletek na potencję i cudownych proszków do pieczenia. Muszę to przemyśleć.

[dwie godziny później]

DVD ogłosiło strajk, a w telewizji z połowy programów straszy Gackt. Wracam do łóżka, może będę miał to szczęście przespać koniec świata.


Środa

Zastanawiam się, co właściwie Totchi ma do Sugizo. Od jakiegoś czasu niemal każda nasza rozmowa sprowadza się do tego jednego tematu - Sugizo to, tamto, siamto, a Toshiya taki rozanielony, jakby wygrał na loterii. O co tutaj chodzi?


Piątek

Lider-sama przypomniał sobie o moim istnieniu. Zadzwonił jakiś kwadrans temu i powiedział, że koniecznie powinienem do niego wpaść, bo ma co najmniej dwie ważne sprawy. Wprawdzie miałem zamiar spędzić fascynujące popołudnie na gapieniu się w sufit, jednak ta propozycja była równie kusząca.

[kilka godzin później]

Ja tego naszego Kaoru nie rozumiem, słowo daję, że nie ogarniam tego człowieka.
Przyjechałem punktualnie (niech doceni gest) i co zastałem w jego zazwyczaj pedantycznie wysprzątanym mieszkanku? Krajobraz jak po zabawie przynajmniej trzydziestu dzieciaków w wieku przedszkolnym. Tona papierów, zdjęć, jakiś wycinków z gazet, albumów, zeszytów, książek, rozwalona we wszystkich niemożliwych miejscach kaorowego salonu, a pośrodku tego burdelu lider-sama, uradowany jak to dziecko. Okazało się, że rodzice remontują właśnie dom i robiąc porządek na strychu, znaleźli istne archiwum z czasów młodości Kaoru. Spędziliśmy kilka pracowitych godzin na ogarnianiu tego miłego bałaganu. Muszę ze zdumieniem przyznać, że nie znałem naszego lidera od tej strony. Pokazał mi jakieś swoje rysunki z dzieciństwa, zdjęcia, nie-zdjęcia, czego tam nie było! Znaleźliśmy też kilkanaście plakatów w stanie nienaruszonym i zostałem obdarowany posterem Kuroyume, co za gest. A dla Toshiego znalazła się LUNA SEA, będzie mógł sobie narysować serduszka wokół głowy Sugizo. To była owa pierwsza sprawa, jaką miał do mnie.
Drugiej nie zdradzę, ale była ona jeszcze ciekawsza, związana z tamtą kobitką z klubu i z pewnymi kwestiami... Hmm... Zachowam to dla siebie, okey? Nawet w dzienniku nie trzeba ujawniać wszystkich szczegółów ze swojego życia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yume
Radioaktywna
Radioaktywna



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkoland
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 19:58, 03 Lut 2010    Temat postu:

To było genialne!

Cytat:
Teraz się waham pomiędzy dwoma opcjami. Pierwsza - iść do sklepu, ryzykując uwięzienie w windzie pomiędzy piętrami, upadek ze schodów, napaść psa sąsiada i atak szalonych fangirlów lub zmutowanych pająków z kosmosu, w zasadzie na jedno wychodzi.

Przecież fangirle są takie grzeczne!
Chcą tylko podpis, plakat, zdjęcie, buziaka... xD

Potwornie mi się podobało. Ale sądzę, że może być trochę niezrozumiałe dla osób nie znający się na Japonii, mentalności itd. Najbardziej martwi mnie, że czasem można nie zrozumieć wszechogarniającej ironii, która płynie z tego tekstu, a najbardziej z ,,-sama". :hamster_explain:
Początek trochę zakręcony i można się pogubić, ale dalej rozkręca się i jest coraz lepiej.
Jak zobaczyłam ,,Daisuke" to pomyślałam o znaczeniu tego słowa, a nie o tym jak o imieniu. ^ ^' Zboczenie zawodowe, ot co!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kinia
brytyjska herbatka



Dołączył: 30 Sty 2010
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 21:00, 03 Lut 2010    Temat postu:

Powiem tylko tyle: to jest ŚWIETNE!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coccaine
najarana hiszpania



Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1396
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 22:59, 03 Lut 2010    Temat postu: Re: Dziennik sfrustrowanego wokalisty [M]

evilly napisał:
[size=9]

Środa

Yuki próbował zgwałcić tira. Nie żartuję. Biedne psisko, pojęcia nie mam, co ten Toshiya z nim wyczynia, ale na pewno do niczego dobrego to nie doprowadzi.

Taka pompa na samym początku? To nielegalne! Ha ha^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna -> "Czynić myśl widzianą" / Proza / Kawiarenka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin