Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fan - Fic ( Tytułu brak ^^) [NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna -> "Czynić myśl widzianą" / Proza / Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wujek Donald
najarana hiszpania



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 1493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: pisarz

PostWysłany: Śro 20:55, 20 Sty 2010    Temat postu: Fan - Fic ( Tytułu brak ^^) [NZ]

Więc tak. Ponieważ nie ma tu dużo rzeczy na które mógłbym się wypowiedzieć gdyż jestem nowy i na większość jest za późno na wypowiedź(Choć ostatnimi czasy jestem w takim stanie hamster_abandoned: iż zastanawiam się czy nie napisać postu w temacie "Miłość" lepszego nie widzę), ale skoro mam tu już takie coś jak konto to co mi tam, wrąbię swoje wypociny, przynajmniej krytycy będą mieli na czym się co tydzień wyżyć :)
Jeszcze coś, wwalam ff'a bo nie widziałem nigdzie wzmianki że nie można :hamster_explain:
A jak macie pomysły na tytuł to walcie ^^
( A, ponieważ mam 32 strony to od razu wrąbię 3 "rozdziały")


Kid wraz z siostrami Thompson szedł przez główny korytarz Shibusen do Sali Obrad, którą przerobiono ze starej nieużywanej sali treningowej. Kid co jakiś czas sprawdzał raporty nadesłane godzinę temu. Im dłużej czytał treść dokumentów, tym bardziej się gubił.
Minął miesiąc od śmierci Shinigami’ego i przejęcia przez jego syna interesów Shibusen. Kid, jako ostatni z rodu nie miał wyboru co do tego, czy chce się zajmować interesami Shini’ego i gdyby to od niego zależało, już dawno wszystko oddałby Stein’owi. Problem polegał na tym, że po całym zamieszaniu z przywróceniem Death City na miejsce, ten się jakby zapadł pod ziemię, a bez jego zgody i podpisu nie było mowy o czymkolwiek. Zawsze pozostawał jeszcze Spirit, który niejednokrotnie robił aluzje do przejęcia całego interesu, ale Kid nie powierzyłby mu nawet własnych skarpet do prania, więc co dopiero Shibusen.
Kid wszedł do Sali. Nie była ona czymś wyjątkowym. Na samym jej środku stał podłużny stół, zaś pod ścianą naprzeciwko drzwi był ekran transmisyjny do nawiązywania łączności z ekipami pracującymi w eterze. –Wreszcie przyszedłeś- zawołał Spirit na powitanie. –Widzę że dostałeś raporty z ostatnich kilku dni.
Kid siadł na swoim miejscu między BJ’jem a Azusą. –Czy ktoś mi może wytłumaczyć- zaczął spokojnym głosem. –Co tu się u diabła dzieje?!
-Ogólnie rzecz biorąc… Wiedźmy chyba znów wróciły do starych nawyków- zaczął BJ, mieszając sobie kawę.
-A dokładniej?
-Hmm… Za czasów wojny pomiędzy nami a wiedźmami, tamte zajmowały za pomocą siły coraz więcej miast, robiąc w nich swoje siedziby i szkoląc następczynie. I teraz chyba postanowiły wznowić działalność.
Kid przejrzał po raz enty raporty. –Czyli to wszystko co mi przysłano to…
-Lista miast zajętych przez wiedźmy- odezwała się Azusa.
-Podbiły trzydzieści dwa miasta w zaledwie dwa tygodnie?! Przecież to niemożliwe!!
Musiałyby być w kilkunastu miejscach naraz!!
-Twierdzimy że nie pracują same. Na pewno czytałeś raporty?
-Tak!! I uważam że to bez sensu!! –Kid był coraz bardziej zirytowany.
-Pamiętasz Free, niejakiego wilkołaka z Okiem Wiedźm?
-Tak… Podobno pałęta się gdzieś we Włoszech… Co on ma do tego?
-Dużo- BJ dopił kawę. –Po pierwsze to, że nie jest jedyny. Wiedźmy znalazły dwa klany wilkołaków i weszły z nimi we współpracę. Chyba… Hmm…
-Czy wszystko już sobie wyjaśniliście? –Spirit wyglądał na znudzonego prowadzoną rozmową. –Chciałbym włączyć teraz ostatni raport nadesłany przez Justina z obrony Berlina.
Ekran najpierw jakby nie mógł wyłapać sygnału, następnie pojawił się Justin z zimowym miastem w tle. –Właśnie jesteśmy podczas trzeciego dnia walk o Berlin…- zaczął.
-Pełno tu wilkołaków, wiedźmy jak na razie pojawiły się tylko dwie… Mamy dość spore straty… - W tym momencie na mówiącego rzuciło się coś szarego, i obaj poturlali się poza pole widzenia. Następnie komunikator został zniszczony.
Wszyscy wpatrywali się w ekran. Pierwsza odezwała się Azusa. – Czyli Berlin można już dopisać do miast straconych…
Kid siedział jak wryty. Powoli coraz bardziej się gubił. Czuł się jak dziecko, które wie jedną setną tego, co dorośli. I nikt nie chce wytłumaczyć mu całości. –Czy jakiekolwiek oddziały Sid’a są jeszcze w tym mieście?- spytał przyciszonym głosem.
–Ze dwa, trzy by się znalazło…- odparł Spirit.
-A reszta?
-Poszła na Berlin.
-A czemu do cholery ja o tym nie wiem?!- Kid ledwo opanowywał irytację.
-Dostałeś raport- zaczęła Azusa. –Sama wysyłałam.
Kid przez chwilę wpatrywał się w nią zdezorientowany. Powędrował myślami do biurka zawalonego nieprzeczytanymi raportami… -A tak- zaczął speszony. –Musiałem zapomnieć…





Całe zebranie trwało jeszcze jakąś godzinę, choć dla Kid’a były to wieki. Nic kompletnie z całego tego gadania nie zapamiętał. Z ledwością kojarzył, że głównie chodziło o to, gdzie następnie uderzy ich przeciwnik. Powolnym krokiem wyszedł z Shibusen i udał się
do domu. Tam w pierwszej kolejności skierował się do kuchni. Zaspokoił pragnienie, poczym udał się do Pokoju Shinigami.
Formalnie po Shinigami’m nie zostało nic. A skoro nie było nic, to nie było też pogrzebu, bo niby co miałoby być chowane? Ale gdy tylko Kishin został pokonany, Kid znalazł maskę wśród powalonych ścian Shibusen. Gdy udało się zawrócić całe miasto z powrotem na „stare dobre pustkowie”, jak wyraził się Soul, Kid zabrał maskę do domu, zaniósł ją do pokoju ojca i zrobił tam coś na kształt pomnika upamiętniającego. Pod ścianą w małej gablotce umieścił znalezisko, wyżej powiesił stare, jedyne zdjęcie Shinigami’ego. Na gablotce pod maską była jeszcze tabliczka:

SHINIGAMI-SAMA
ZMARŁ: 2009-03-15
(Podczas walki z Asurą)

Gdy znajomi zaczęli przysyłać różne wieńce, aby okazać pamięć zmarłemu, Kid zaczął je układać wokół gablotki. Głównie były to typowe wieńce z tekstem „Na ostatnie pożegnanie”, ale było też kilka… wyjątkowych. Na przykład od Stein’a. Kwiatki wyglądały jak zszyte, tak jak cała jego chata, napis zaś głosił: I tak oto na zawsze rozwiały się moje marzenia o rozłożeniu Cię na czynniki pierwsze i złożenia z powrotem…
Najbardziej jednak Kid’a zdenerwował wieniec od Black Star’a. Zwłaszcza napis: Nie martw się, Szefie, na pewno dobrze zastąpię Cię jako boga w Shibusen!
Do wieńca dołączony był jego autograf, który chciał wcisnąć Shini’emu po pierwszej nieudanej misji.
Kid jak zwykle siadł obok gablotki i wpatrywał się w fotografię wiszącą nad nią. Był na niej ukazany jego ojciec z wyciągniętą ręką, na której siedział Kid jeszcze jako mały berbeć.
Po dwóch, trzech godzinach siedzenia w Pokoju Shinigami, Kid udał się na boisko od koszykówki, gdzie był umówiony z resztą ekipy. –Wreszcie raczyłeś się zjawić! –zawołał Black Star. –Już mieliśmy zaczynać bez ciebie!
Po szybkim podzieleniu zaczął się codzienny mecz koszykówki na rozładowanie całodniowego, ewentualnego napięcia. Mecz trwał dwie godziny, z przegraną drużyny Black Star’a, i Soul jako kapitan drużyny zwycięskiej postanowił się zemścić, wymyślając jako karę dla przegranego usługiwanie mu aż do następnego meczu. Po wszystkich „formalnościach” całe zgromadzenie legło na nagrzanym od słońca boisku. Jedyny Black Star położył się na ławce. Przez dłuższy czas panowała długa cisza.
-Soul-kuun!!! –rozległo się wołanie. Soul podskoczył jak oparzony. –O nie…- jęknął z rezygnacją w głosie.
Wszyscy zaczęli podnosić się z miejsc. –Kto to? –spytał Star.
-Zdecydowanie nie chciałbyś poznać odpowiedzi…
Maka zerknęła na Soul’a. Ten pokiwał głową. –Tak. Dobrze myślisz…- jęknął.
Na boisko wpadła Blair lecąca na dyni. Zeskoczyła na ziemię. –Soul! Miałeś tak nie znikać bez słowa!- fuknęła na chłopca na powitanie. –Mówiłam że chcę ci wszędzie towarzyszyć i będę ci wszędzie towarzyszyć! –Pstryknęła palcami. Dynia za nią zniknęła, a ona zmieniła postać na kocią. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z obecności innych. –O. Cześć!- Przeciągnęła się, poczym schowała się pod ławkę. –Nie przeszkadzajcie sobie- miauknęła. –Nawet nie zauważycie że tu jestem.
-Eee… Ekhm. To my będziemy się zbierać…- zaczął Kid. Znacząco popatrzył na siostry Thompson. –To my też!- zawołał Black Star.
Wszyscy ruszyli w kierunku głównego placyku, o ile można tak nazwać trochę większy od skrzyżowania pusty obszar chodnika. –O co jej chodziło z tym łażeniem za tobą?- spytał BS teatralnym szeptem. –To było mniej więcej tak- zaczął Soul, zerkając na Blair pałętającą się mu pod nogami. –Kilka dni temu była moja nieszczęsna kolei gotowania obiadu- chłopak skrzywił się na tę myśl. –I wtedy zaskoczyła mnie Blair. Wyskoczyła z „genialnym” w jej mniemaniu „pomysłem”- wyraźnie podkreślił ten wyraz. –Że będzie wszędzie mi towarzyszyć i w razie „niebezpieczeństwa” będzie mi pomagać- skrzywił się jeszcze bardziej.
Po chwili doszli do placu. –To co, jutro rewanż?- zawołał Black Star. Po ogólnym ustaleniu godziny następnej partyjki w kosza wszyscy poszli w stronę domu.
Soul na chwilę przystanął. –Hej, Maka!- zawołał do partnerki. –Kogo wczoraj była kolei na gotowanie?- spytał, gdy ta się odwróciła. –No… chyba Blair…- zaczęła zdezorientowana.
-A wiesz co to oznacza?- spytał chłopiec z lekkim uśmiechem. Maka pokręciła głową.
-Że dzisiaj ty gotujesz!- z tym okrzykiem Soul pognał do domu.



Miejsce spotkań wiedźm. Nieduży plac przy posiadłości Mabaa’y. Teraz bardziej przypominał koszary niż prosty plac. Wszystkie czarownice codziennie trenowały tutaj sztuki magii ofensywnej.
Kitana siedziała przy biurku Mabaa’y. Przed nią stały dwie inne wiedźmy, zdając raport z całego dnia.
Kitana była, piękną, młodą kobietą o ciemnych, niemal czarnych włosach i ciemnozielonych oczach. Miała niespotykany jak dotąd potencjał magiczny i szybko stała się jedną z potężniejszych wiedźm. Przeczytała wszystkie książki w bibliotece wiedźm, skonstruowała kilka własnych zaklęć, a teraz przejęła stanowisko Mabaa’y.
Wiedźmy, jako społeczeństwo, nie mają przywódczyni. Każda jest osobną personą, nie współpracuję, a przy najmniej rzadko. Co do zebrań, jakie odbywały się co miesiąc, było to raczej spotkanie mające na celu pokazanie innym jakie to zaklęcie udało się opracować, a także aby dowiedzieć się najnowszych wieści. Nasuwa się więc pytanie, kim jest Mabaa. Można by porównać ją do księgowej czarownic. Tylko że to by pomniejszało jej stanowisko. Była ona najbardziej szanowaną wiedźmą w całym społeczeństwie. Głównie ze względu na wiek i na moc, jaką dysponowała. Dlatego też była Przewodniczącą Sabatu, która pilnowała wszystkich spraw. Po wojnie z Shinigami’m i jego ludźmi, gdy została wybrana na stanowisko, powierzono jej pilnowanie, aby żadna czarownica nie złamała choćby najmniejszego punktu zapisanego w traktacie pokojowym.
Teraz jednak Mabaa… zniknęła. Dwa miesiące temu podczas Sabatu, gdy wszystkie wiedźmy czekały już na Przewodniczącą, na mównicę weszła Kitana, i ogłosiła, że Przewodnicząca jest ciężko chora i nie może dalej zajmować się wszystkimi dotychczasowymi sprawami, dlatego też ona „dzięki łaskawości Przewodniczącej Sabatu”, jak się wyraziła, będzie przekazywała wszystkie wieści do reszty koleżanek wiedźm. Nikt się nie sprzeciwiał, od kilku już lat bowiem czekano, aż Mabaa wybierze się na tamten świat, co w jej wieku byłoby już najstosowniejszym posunięciem.
Kitana, dzięki zyskanej „władzy”, jaką dawała pozycja Przewodniczącej, zamierzała rozpocząć kolejną Wojnę Wiedźm , i tym razem zwyciężyć. Od początku jej największym marzeniem było to by stać się pierwszą w historii wiedźmą, która pokona Shinigami’ego. Gdy ten jednak został zabity przez Kishin’a, Asura stał się jej nowym celem. Teraz właściwie jej jedynym celem jest stworzenie w każdym mieście szkołę dla młodych czarownic.
Codziennie dwie czarownice składały Kitanie raport dotyczący walk o różne miasta oraz postęp w treningu. Dziś padła kolei na dwie czarownice, które były najbardziej szanowanymi zaraz po Mabaa’le. Pierwszą z nich była chuda kobieta w średnim wieku o imieniu Beatrix. Nie odznaczała się niczym szczególnym oprócz tego, że jest jedyną czarownicą, która zgodziła się pracować w duecie. Jej partnerką była Esmeralda, starsza czarownica o potężnej mocy magicznej.
Obie stały przed biurkiem w gabinecie aktualnie zajmowanym przez Kitanę. Beatrix stała przed biurkiem i próbowała wyczytać z twarzy wiedźmy siedzącej za biurkiem reakcję na czytany raport, Esme zaś stała oparta o szafkę na książki i paliła krótką fajkę. W końcu Kitana odłożyła raport na stertę innych. Popatrzyła na obie czarownice jakby dopiero je zauważyła. –A wy co tak stoicie?- spytała ledwo ukrywając zaskoczenie. –Czekamy na twoją reakcję- odparła Beatrix. Zawsze, przy każdej okazji lubiła się podlizywać. –No…- Kitana wyglądała na lekko speszoną. –Wszystko… Wszystko idzie jak należy. Ale nie napisałyście jak wygląda postęp w treningu zaklęć ofensywnych.
Beatrix uśmiechnęła się z zakłopotaniem. Esme podeszła do biurka. –Właściwie wiedźmy, które zostały tutaj przez ostatni miesiąc, są gotowe do jakiejkolwiek walki- zaczęła, chowając fajkę do kieszeni prostej, czarnej sukienki. –Jeśli planujesz coś, nie będzie lepszej okazji.
-Skoro wszystko idzie po naszej myśli, to po co się z czymkolwiek spieszyć?
-Ponieważ nasz przeciwnik nie ma obrony. Ich ostatnie siły obronne zostały rozbite pod Berlinem- Esme zerknęła na mapę na ścianie za biurkiem. –Zresztą widzę że masz na celu nowe miasto…
Na mapie były zaznaczone dwie kategorie miast. Czarno-czerwone były miasta podbite przez czarownice, niebieskie były do podbicia. W pewnym miejscu było kolejne miasto zaznaczone kółkiem zrobionym czerwonym markerem. Było to Death City.
-Wszystkie nasze wiedźmy oprócz jednej piętnastoosobowej ekipy jest do dyspozycji- Esme głęboko spojrzała Kitanie w oczy. Tamta nie odwróciła wzroku, przyjmując wyzwanie.
-Więc ponad dwieście naszych sióstr jest do dyspozycji.
Beatrix spojrzały na obie wiedźmy. Między ich spojrzeniami można było zobaczyć iskry. Nikt, choćby nie wiadomo jak odważny, nie odważył siłować się spojrzeniami z Esme.
-Dobrze – Kitana odwróciła wzrok. –Przemyślę twoją sugestię. A teraz, jeśli łaska- czarownica podeszła do barku. –Oddalcie się i dołączcie do sióstr na dziedzińcu.
Esme i Beatrix powoli wyszły z gabinetu. Pierwsza po prostu wyszła, druga lekko zmieszana przed odejściem skłoniła się, poczym pobiegła za partnerką.
Pół godziny później, w megafonach zainstalowanych w całym budynku i na dziedzińcu, rozległ się sygnał obwieszczający komunikat. –Siostry wiedźmy! –zabrzmiał kobiecy głos z lekko metalicznym brzmieniem spowodowanym wiekiem urządzeń. –Jeszcze nigdy w historii czarownictwa nie byłyśmy lepiej zorganizowane niż teraz. Każda z nas trenowała i doskonaliła swoje techniki magii. Dlatego postanowiłam, że mamy najlepszy moment aby zrobić kolejny taktyczne posunięcie, tym razem możliwe że decydujące! Za siedem dni o zachodzie słońca wyruszamy na Death City!!
Cały dziedziniec wypełniony czarownicami wybuchł okrzykami euforii i gotowości do ataku. Esme, stojąca z boku i nie biorąca udziału w całym zamieszaniu, uśmiechnęła się do siebie w duchu.

_______
Szlag by to byłem pewien że te głupie błędy wynikające z mojego office'a już dawno poprawiłem -_-'' I nie wiem czemu czepiasz się tego zdania "pod maską"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wujek Donald dnia Śro 23:04, 20 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yume
Radioaktywna
Radioaktywna



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Książkoland
Płeć: pisarka

PostWysłany: Śro 21:15, 20 Sty 2010    Temat postu:

Na pierwszy rzut oka leży podstawa, chyba nawet podstawy.
Dialogi zapisuje się:
-[spacja]Tutaj coś tam[spacja]-[spacja][kropka, lubi inne badziewie]
Dalej.
Cytat:
Sid’a

Ekhm... O ile się nie mylę, przy odmianie imion apostrof stawia się tylko po samogłosce.
Cytat:
A skoro nie było nic, to nie było też pogrzebu, bo niby co miałoby być chowane.

Tu chyba znak zapytania. Pytanie retoryczne się kłania.
Cytat:
Po udało się zawrócić całe miasto powrotem na „stare dobre pustkowie”, jak wyraził się Soul, Kid zabrał maskę do domu, zaniósł ją do pokoju ojca i zrobił tam coś na pomnika upamiętniającego.

Jakie ,,po''? Jakie ,,całe miasto powrotem"? Jakie ,,robił tam coś na pomnika upamiętniającego''?
W ogóle sens zdania jest dla mnie mało czytelny.
Już pomijam składnię i ewentualnie przecinki.
Cytat:
Na gablotce pod maską była jeszcze tabliczka:

Na gablotce, pod maską...
I moja cierpliwość się wyczerpała.
To tak ogólnie, po szybkim zerknięciu na tekst. Jak będę miała czas to wypowiem się bardziej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yume dnia Śro 21:20, 20 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kwiatpoezji.fora.pl Strona Główna -> "Czynić myśl widzianą" / Proza / Biblioteka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin